piątek, 27 grudnia 2013

Ogłoszenie...

Jak możecie się domyślić z tytułu tego posta, nie będzie on przyjemny...

Do końca stycznia nie opublikuję żadnego nowego rozdziału przez przygotowania do finału konkursu oraz przez sprawy szkolne (dwóch szkół...).
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i poczekacie na ciąg dalszy mojego opowiadania.

Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku i fajnego Sylwestra! ;) Spełnienia marzeń, sukcesów, wielu przyjaciół, dobrych ocen, szczęścia i czego jeszcze chcecie! :D

Autorka ;)

Zapraszam na mojego drugiego bloga, którego piszę z Starlette:
Bo prawdziwa przyjaźń jest wieczna i nic nie jest w stanie jej zniszczyć...

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 14



- Dzień dobry - nie znałam tego głosu... - Alex, nieprawdaż?
Podniosłam wzrok.

Ujrzałam dosyć potężnego faceta...

- Tak, jestem Alex - odpowiedziałam.

Ocenił mnie wzrokiem.

- Nie jesteś stąd? - bardziej stwierdził niż zapytał...

- Jak widać nie.

Spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, który mówił: "nie takim tonem do mnie".

- Jaki jest powód twojego przybycia i zmarnowania mi mojego cennego czasu?

Ale jest miły i gościnny…

- Właściwie, to sama nie wiem... - odparłam - Abla mnie tu przyprowadziła...

- Moja mała córeczka przyprowadziła cię do MOJEGO domu?! - powiedział gniewnie. Czyli to jest ojciec Ably. Nie zazdroszczę jej... – Saher,  przyprowadź tu Ablę - nakazał służącemu, który dotąd stał w kącie, przez co go nie zauważyłam.

Kiedy ten wyszedł, ojciec Ably zwrócił się do mnie:

- Za chwilę wszystko się wyjaśni i mam nadzieję, że opuścisz jak najszybciej mój dom.

Aha, dobrze wiedzieć, że ma mnie gdzieś...

- Na obecną chwilę nakazuję ci usiąść na tym siedzeniu - wskazał ręką na zwykłe drewniane krzesło. Usiadłam. To "siedzenie okazało się trochę niestabilne i gdy lekko go dotknęłam, zachybotało groźnie. Na moje nieszczęście, pan domu to zauważył.

- Obchodź się z tym krzesłem bardzo ostrożnie, gdyż należało ono do mojego praprapraprapraprapraprapradziadka, dzięki któremu powstał jeden z najstarszych rodów: ród Dumlidów. 

Usiadłam.

- Oczywiste jest, że mówię o mojej wspaniałej rodzinie - kontynuował.

Jeszcze dłuuugo mówił na ten temat. Wiadomo dlaczego ten "wspaniały ród" nazywa się rodem Dumlidów: ojciec Ably mówiąc o tym był bardzo dumny... Jeju, jak można się aż tak rozgadać o swoim pochodzeniu?! Wiem, że to jest starożytny Egipt i w ogóle, ale bez przesady! Nie ma o czym rozmawiać, czy co?!

- Ojcze, kazałeś mi przyjść, więc jestem - oznajmiła Abla stając koło swojego taty. Nareszcie przerwał opowieść o rodzie Dumlidów... W końcu!

- Kazałem ci przyjść tutaj z jej - kiwnął na mnie głową - powodu. Dlaczego przyprowadziłaś ją do mojego domu?!

- Przyprowadziłam ją tutaj, ponieważ... - ucięła dziewczynka.

- Tłumacz się szybciej, ponieważ nie mam ochoty tracić jeszcze więcej czasu z tą oto dziewczyną, która stoi przede mną - ponaglał Ablę. 

Miło z jego strony, że się do mnie odnosi w taki sposób...

- ... ponieważ spotkałam Alex, która... która wyszła z pałacu...

Po tych słowach ojciec Ably nie był już nią zainteresowany, ponieważ ja okazałam się ciekawsza. Słowo „pałac” zmieniło jego nastawienie do mnie. Wcześniej patrzył na mnie z niechęcią i pogardą, a teraz z zaciekawieniem i pewnym skrytym podziwem.

- Co robiłaś w pałacu królowej? - zapytał po chwili. 

- Odkąd przybyłam do Aleksandrii, mieszkam w pałacu, ponieważ królowa była tak miła, że zaoferowała mi miejsce w swojej posiadłości - musiałam się bardzo wysilić, żeby powiedzieć to w języku dla niego (mam nadzieję) zrozumiałym... A o lochu to nie mam zamiaru mu mówić i stracić jego szacunek, który narasta z każdą chwilą, gdy jest mowa o pałacu. 

Nastała cisza, którą przerwała Abla:

- Ojcze?

- Słucham - powrócił wzrokiem na swoją córkę. 

- Chciałabym, żeby Alex poznała i porozmawiała z matką...

Spoglądnął na mnie.

- Dobrze, pozwalam ci. Ja już muszę powrócić do moich spraw. 

Skinął do mnie głową z szacunkiem. Robię się dla niego coraz bardziej ważniejsza. Nareszcie mnie docenia. I to mi się podoba.

Wychodząc z sali, kazał niewolnikowi przyprowadzić jego żonę. 

Zostałam w sali z Ablą, która nie wiem dlaczego przyprowadziła mnie do swojego domu.
  
~~~~~~~~~~~~~~


Przepraszam za moją długą nieobecność. Po pierwsze, zaczęłam prowadzić nowego bloga z Daughter of the Moon <3 : http://because-friendship-is-forever.blogspot.com/. Zapraszam! ;D Szkoły też ostatnio zajęły mi dużo czasu. :/
W każdym razie, rozdział jest. Krótki, ale jest ;)
Dziękuję za ponad 1320 wyświetleń! *o* 

Wszystkim życzę WESOŁYCH i spokojnych ŚWIĄT!!! :D

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 13







 Abla prowadziła mnie ulicami Aleksandrii. Myślałam, że Aleksandria jest mniejsza, ale okazało się, że jest naprawdę spora... Ale i tak pałac i otaczające go ogrody zajmują większość powierzchni tego miasta.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo byłam wykończona. Aż do teraz, kiedy szłam za Ablą. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a Abla co chwilę mówiła, że to już niedaleko. Ale wędrówka przez starożytną Aleksandrię trwała nadal. Dobijał mnie do tego czas spędzony w lochu i... hmm... „rozmowa” z Kleopatrą...
- Abla! Poczekaj! Nie mogę iść dalej... Nie mam siły.
- Nieprawda – odpowiedziała z przekonaniem.
- A jednak nie dam rady.
- Oczywiście, że dojdziesz!
- A dlaczego tak myślisz?
- Zobacz, Alex, widzisz ten duży dom tam niedaleko?
Przytaknęłam. Na końcu ulicy znajdował się jakiś duży dom. A ja i Abla byłyśmy dopiero na początku tej wyglądającą na baaardzo dłuuugą ulicę.
- To jest mój dom. Widzisz, już naprawdę niedaleko! Mówiłam ci, że droga do mojego domu będzie trwała bardzo krótko! - dodała Abla.
- Tak... To przecież jest tak blisko od pałacu! - powiedziałam z ironią.
- Mówiłam ci! - odparła uradowana Abla niedostrzegająca najwyraźniej, że powiedziałam to z DUŻĄ ironią...
- Abla, ja to powiedziałam z ironią...
- Słucham?
- Powiedziałam to z ironią...
- Co to jest „ironia”? - zapytała szczerze zdziwiona dziewczynka.
- Nie wiesz co to jest ironia? - teraz to ja byłam zdziwiona.
- Czy to oznacza radość?
- Nie, wręcz przeciwnie... Powiedziałam to, ale tak naprawdę tak nie myślę... - nigdy w życiu nie tłumaczyłam małej Egipcjance co to jest ironia i okazało się to bardzo trudne. Wyjaśnienia wymagały ode mnie bardzo dużego skupienia. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłyśmy znowu iść... Aż stanęłyśmy przed celem naszej wędrówki: domem Abli.
- To tutaj - oznajmiła dziewczynka.
Powędrowałam za wzrokiem Abli i ujrzałam olbrzymi dom. Olbrzymi, starożytny, egipski dom. Wiec Abla pochodzi z zamożnej rodziny... Podziwiałam budynek aż zorientowałam się, że Abla coś do mnie mówi...
- ... się?
- Abla, mówiłaś coś do mnie?
- Tak, pytałam się czy ci się podoba.
- Tak... Zdecydowanie tak... - uśmiechnęłam się do Abli, która odwzajemniła uśmiech.
- Chodź za mną. Zaprowadzę cię do środka. Wewnątrz jest jeszcze ciekawej niż na zewnątrz - powiedziała i zapukała do drzwi. Po chwili drzwi otworzyła młoda niewolniczka.
- Pani zamartwiała się o panienkę...
Spojrzała na mnie, ale nie powiedziała ani słowa.
Kiedy ją usłyszałam musiałam stłumić nadchodzącą głupawkę. Ona powiedziała to z taką powagą! Abla jest dla niej „panienką”!
Abla skinęła tylko głową i przekroczyła próg swojego domu. Ja weszłam za nią trzymając się trochę z tyłu. Nawet nie wiem jak powinnam się zachować... Zdecydowanie nie pasuję do tego świata...

*****

Przedpokój był taki zwykły, bez żadnych ozdób ani nic... Tylko po środku znajdowały się dwie kolumny, które podtrzymywały następne piętro. Abla musiała zauważyć, że na razie nic nie wywarło na mnie wrażenia, bo powiedziała:
- Spokojnie Alex, to tylko przedpokój.
Po mojej lewej stronie były wyeksponowane drzwi. Nie dało się ich przeoczyć...
- Tam jest sala, w której przyjmujemy gości - wyjaśniła Abla wskazując drzwi.
Przytaknęłam.
- Idź za mną - powiedziała i ruszyła w kierunku sali.
Kiedy przeszłam przez próg, zobaczyłam ogromną salę. Może nie jakąś ogromną, ale dużą. Na ścianach były przeróżne wzory, ale mebli było mało: jakaś skrzynia, ozdobne siedzenia, niski stolik. W tym pomieszczeniu nie było ani jednej osoby oprócz mnie i Abli.
- Poczekaj tutaj, a ja niedługo do ciebie przyjdę - przerwała ciszę dziewczynka i wyszła.
Rozejrzałam się, aby dokładnie wszystko obejrzeć, kiedy usłyszałam tupot małych stóp. Odwróciłam się w kierunku wejścia. Po chwili ujrzałam zdyszaną Ablę. Nie powiem, że się nie zdziwiłam. Szeroko otworzyłam oczy.
- Tylko... - zaczęła Abla - nigdzie... nie idź!
Wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Zaskoczona Abla odwróciła się i znowu zostawiła mnie samą w sali dla gości. A ja nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Jak można pędem wrócić po to, żeby powiedzieć, żebym nigdzie nie szła??? Nawet nie zauważyłam, kiedy ktoś wszedł do sali. Dopiero kiedy usłyszałam chrząknięcie przestałam się śmiać.
- Dzień dobry - nie znałam tego głosu... - Alex, nieprawdaż?

 ~~~~~~~~~~~~~~

Krótki trzynasty rozdział ;D
Czekam na komentarze, reakcje i głosowanie w ankiecie! To bardzo motywuje :)
Dziękuję za ponad 1145 wyświetleń!!! :D

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 12

                Kleopatra wtargnęła do pokoju i usiadła naprzeciwko mnie. Wpatrywała mi się w oczy. Nic nie mówiłam, nie wiedziałam od czego zacząć. Byłam na nią wściekła. Jak mogła wsadzić mnie do lochu i wyjechać do Rzymu?!
- Miałaś rację - oznajmiła cicho Kleopatra i łzy spłynęły jej po policzkach.
- Wiem – odpowiedziałam ze złością.
Powstrzymywałam się nad moimi emocjami, ale w końcu wybuchłam.
- Jak mogłaś?! – zaczęłam i już miałam łzy w oczach – Jak mogłaś mnie zostawić w lochu?! Dlaczego mnie nie posłuchałaś? – teraz to już się rozryczałam na dobre – Pojechałaś sobie do Rzymu, a mnie wsadziłaś do lochu???!!! Chciałam cię tylko ostrzec!
- Alex, posłuchaj mnie… - powiedziała łamiącym się głosem.
- NIE! Nie chcę cię słuchać!
To ją zaskoczyło, bo chyba nikt nigdy w jej życiu tak się do niej nie odezwał… Mam nadzieję, że nie posunęłam się za daleko, ale nie wytrzymałam i wybiegłam z pokoju. Wpadłam na jakiegoś potężnego strażnika, który musiał przyjść z Kleopatrą. Coś do mnie krzyczał i chciał mnie zatrzymać, ale go zignorowałam. Wybiegłam na zewnątrz. Minęłam sporo strażników. Biegłam przed siebie nie zastanawiając się nad celem. Musiałam ochłonąć. Nareszcie świeże powietrze…
Kiedy nagle…
- Au! – usłyszałam.
Zorientowałam się, że leżę na ulicy. Nie… Leżę na kimś. Na jakimś dziecku. Szybko się podniosłam.
- Przepraszam! Nie chciałam! – pomogłam wstać dziewczynce.
Popatrzyła na mnie.
- Abla?
- Tak, to ja – uśmiechnęła się.
Chwila ciszy.
- Ile masz lat? – zapytałam.
- Osiem. A ty?
- Czternaście.
- A kto jest twoim mężem?
Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Alex? Co ja takiego powiedziałam? – zdziwiła się Abla. Ewidentnie nie spodziewała się takiej reakcji.
- Ja nie mam męża – nadal się śmiałam.
- Jak to?! – Abla zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Abla, ja mam czternaście lat. Czternaście. Więc jeszcze nie mam męża – próbowałam powstrzymać śmiech.
- Dokładnie. Masz czternaście lat, więc powinnaś mieć już męża – odparła całkiem poważnie – Od dwunastego roku życia dziewczyna może już wyjść za mąż.
Ale jestem głupia! Było coś o tym na historii… Czy naprawdę ona myślała, że mam męża???
- Abla, u mnie, w moim świecie, zdecydowanie później wychodzi się za mąż…
- Aha… - widać, że ją nie przekonałam.
Po dłuższej chwili zapytała:
-Alex, co ty tu robisz?
- Ja… Powiedzmy, że chciałam wyjść na zewnątrz…
- Więc dlatego wyszłaś na zewnątrz daleko od pałacu? – zapytała ze zdziwieniem.
- Eee… Tak…
- Chodź – odpowiedziała i złapała mnie za rękę.
- Dokąd mnie prowadzisz?
- Do mojego domu.
 ~~~~~~~~~~~~~~

Ten rozdział jest bardzo krótki, ale tak wyszło ;P Jak już napisałam w zakładce "Krótka notka organizacyjna", rozdziały będą krótkie.
Jeżeli czytacie mój blog i chcecie być informowani na bieżąco kiedy dodaję nowy post, to po prostu dodajcie się do obserwatorów.
Zapraszam do głosowania w nowej ankiecie!
I oczywiście...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

sobota, 12 października 2013

Rozdział 11


Dedykacja dla Daughter of the Moon i Merr <3


                Obudziłam się. Powędrowałam wzrokiem po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. To był mój pokój! Leżałam na łóżku nie mogąc uwierzyć, że naprawdę byłam w pokoju. Znowu się rozejrzałam. Na stoliku było trochę jedzenia i trochę wody. Ufff… Na szczęście nie wino. Powoli wstałam i usiadłam przy stoliku. Krzesło było bardzo twarde i niskie, ale nie było źle. Napiłam się odrobiny wody. Popatrzyłam na jedzenie. Wyglądało smacznie, ale na samą myśl o przełknięciu choć kęsa... Nie miałam na niego ochoty.

                Usłyszałam pukanie do drzwi.

- Alex, obudziłaś się już? – to była ta służąca w moim wieku…

- Tak… - odpowiedziałam.

Weszła do pokoju.

- Alex! Nic nie zjadłaś! – zdziwiła się.

- Nie miałam ochoty… - odparłam.

- Musisz coś zjeść! – powiedziała.

Zjadłam pierwszy kęs i… od razu poczułam się lepiej. Poczułam przyjemny smak rozpływający się w moich ustach. W mgnieniu oka wyczyściłam znajdujący się przede mną talerz.

- Widać, że byłaś głodna! – służąca roześmiała się.

- Tak, ale… nie mogłam się przełamać – uśmiechnęłam się.

- Przełamać? – widać, że nie zrozumiała…

- No… Eee… Nie mogłam jakoś zjeść coś po tym czasie, w którym tylko piłam…

- Rozumiem… - powiedziała, ale nie byłam pewna czy mówi prawdę.

Zbliżyła się do stolika, wzięła brudne naczynia i miała zamiar wyjść, ale ja ją jeszcze trochę przetrzymałam.

- Zaczekaj! – odwróciła się posłusznie – Nie wiem jak się nazywasz…

- Jestem Donia.

- Donia… Cezar nie żyje, prawda?

Zaskoczyłam ją tym pytaniem…

- Nic o tym mi nie wiadomo…

- To dlaczego Kle… królowa wróciła do Aleksandrii? – nie dawałam za wygraną. MUSIAŁA coś wiedzieć. Po prostu MUSIAŁA.

Donia zbladła. Tak totalnie. Była biała. Biała jak kartka papieru.

- Ja nie… Królowa złoży ci wizytę – odpowiedziała i szybko wyszła z pokoju pozostawiając mnie samą.

Królowa ma mnie odwiedzić? Spojrzałam na moje ubranie. Miałam na sobie nową piżamę. Ktoś musiał mnie przebrać… Podeszłam do niszy ściennej i wyjęłam egipską szatę. Była miękka w dotyku. Zdjęłam piżamę i spróbowałam włożyć tę szatę… Ale na próżno. Wyglądałam jak… Jak… Sama nie umiem określić… Jak człowiek mający na sobie coś, co wymaga od niego czegoś, czego nie potrafi zrobić, bo to przekracza jego możliwości. No, tak mniej więcej wyglądam. Szamotałam się z szatą, ale na próżno.

- DONIA! – zawołałam.

Po chwili przyszła.

- Donia, błagam cię, pomóż mi to ubrać!

- Już, już! – odpowiedziała.

Starała się ukryć rozbawienie, ale i tak wybuchła śmiechem, a ja do niej dołączyłam. Kiedy już się trochę uspokoiłyśmy, poprawiła to dziwne coś nazywane tutaj ubraniem.

- Muszę poprawić ci jeszcze fryzurę i  zrobić ci  makijaż…

Krzątała się wokół mnie, co chwilę mówiąc coś w stylu: „Ale masz cienkie włosy!” „Nic nie da się z tym zrobić!”

Gdy skończyła, odsunęła się ode mnie i oceniła mnie od stóp aż do głowy. Czułam się jak jakaś lalka.

- Myślę, że to na razie musi wystarczyć… - mruknęła i zaprowadziła mnie do łazienki.

Podeszłam do małego lustra i zobaczyłam w nim młodą, zdziwioną Egipcjankę. Przyglądałam się jej, a ona mnie. Uświadomiłam sobie, że…

- To… To ja? – zapytałam cicho.

- Nie, Kleopatra! – powiedziała z ironią Donia – Oczywiście, że ty! Nikt z nas nie dopuściłby się do takiego stanu!

Rozgadała się na całego. Mówiła coś o moich włosach, twarzy, skórze, ale jej nie słuchałam. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to ja. Jestem w starożytności. Jestem w Egipcie. Jestem w Aleksandrii. W tym pałacu jest też Kleopatra. Wyglądam jak Egipcjanka (przynajmniej ja tak uważam, w przeciwieństwie do Doni…).

- Alex!

To Donia.

- ALEX!

- Tak?

- Nie słuchałaś mnie… Nieważne. Zaraz przyjdzie królowa, więc usiądź sobie, a ja już muszę iść.

Posadziła mnie na krześle. Wzięła mnie za rękę i spojrzała mi w oczy.

- Mam nadzieję, że nic ci się nie stanie… - oznajmiła i wyszła z pokoju pozostawiając mnie samej sobie.

Czas się dłużył i dłużył…

Kiedy nagle drzwi się otworzyły i...
stanęła w nich Kleopatra.


~~~~~~~~~~~~~~

Dopiero teraz opublikowałam rozdział, bo po prostu nie wyrabiam z dwoma szkołami :/ -.-
Co o nim sądzicie? Wiem, że nie jest jakiś super i w ogóle, ale ważne, że jest :)
Jeżeli czytacie moje wypociny to dodajcie się do obserwatorów!!!
I oczywiście...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Jak pewnie niektórzy zauważyli, dodałam nową zakładkę: "Nominacje", gdyż zostałam nominowana aż dwa razy!!! :D Zainteresowanych serdecznie zapraszam do spojrzenia na nią :D 

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 10


                Pulsowało mi w głowie. Zwijałam się z bólu głowy i z bólu brzucha. Otworzyłam oczy. Cela zmniejszyła się dziesięciokrotnie. Była naprawdę mała. Krata była grubsza i miała mniejsze otwory. Pilnowało mnie dwóch strażników. Byli wysocy i potężni, ale to nie byli ci sami, którzy mnie znokautowali i przenieśli do tego miejsca. Zostałam uznana jako bardzo niebezpieczna osoba. Zagrożenie.
                Ale co mogli zrobić Gassowi? Przeze mnie miał kłopoty… To wszystko moja wina. To wszystko przeze mnie… A tak w ogóle to po co ja się tu znalazłam??? W sensie, w starożytnym Egipcie… I jak do tego doszło? Moim zdaniem ta chatka ma coś z tym wspólnego…

- Aaaa! – jęknęłam cicho, ponieważ ból nie przestawał. Wręcz przeciwnie: głowa bolała mnie coraz bardziej. Brzuch niestety też.

W takim stanie, to ja tu nie wytrzymam!!!

Zamknęłam oczy.

Czułam łzy spływające po mojej twarzy. Łzy z bólu.

W parę dni zdążyłam awansować z „luksusowego” pokoju dla gości do małej, mocno strzeżonej celi. Stąd to się na pewno nie wydostanę. A nawet jeśli by mi się udało, to nie dotarłabym do Rzymu na czas…
               Nagle usłyszałam skrzypiące trzeszczenie kluczy. Ktoś do mnie przychodził. Nie, nie w odwiedziny… Przez łzy dostrzegłam rękę wsuwającą coś do celi, w której się znajdowałam. Ostatkiem sił podniosłam się na łokciu i zobaczyłam miskę. W niej było coś, co nie wyglądało apetycznie. Wyglądało obrzydliwe. Ledwie spojrzałam w stronę osoby, a krata została zatrzaśnięta. Wylądowałam na kamiennej, zimnej podłodze lochu. Przestałam czuć mój łokieć.
- Aaaa!!! – krzyknęłam z bólu głowy spotęgowanym przez odgłos kraty – Trochę ciszej!!!

- Dlaczego? – usłyszałam w odpowiedzi – Możemy być jeszcze głośniej!!!

Obydwaj strażnicy zaśmiali się złowieszczo.

Przymknęłam powieki.



*****



                Nie wiem ile dni, tygodni spędziłam w głodzie w lochu, ale wydawało mi się, że całą wieczność… Przez ten straszny czas nie jadłam, ale piłam wodę. Jedzenie było niezachęcające i nie miałam na niego ochoty. Za to na szczęście miałam wodę.

                Pewnego dnia lub pewnej nocy (nie miałam pojęcia czy był dzień, czy noc…) usłyszałam kroki kilku osób. Byłam zbyt osłabiona, żeby się podnieść, ale słyszałam rozmowę przed moją celą.

- Zróbcie mi miejsce, dostałem rozkaz od królowej! – usłyszałam brzęk kluczy.

- Mamy jej pilnować i nie dać jej uciec! My też mamy rozkazy! Nie jesteś jedynym strażnikiem w tym pałacu! – to był jeden z pilnujących mnie strażników.

- Dostałem rozkaz, żeby ją wypuścić!

- Nie wierzę ci. Zostalibyśmy powiadomieni.

- Mam tu sprowadzić królową, żeby wam to udowodnić?

- Oczywiście! Bez dowodów nie wypuścimy jej!

- Gasser, idź po królową.

Na dźwięk jego imienia dostałam dodatkowych sił. Otworzyłam oczy. Widziałam tylko strażników, którzy mnie pilnowali. Gassowi wybaczyli! Nic mu się nie stało! Czułam narastającą we mnie radość, dopóki…

- Tak jest! – odpowiedział Gass i odszedł.

Słyszałam zmęczenie i cierpienie w jego głosie. Zamknęłam oczy. Co oni mu zrobili??? Przecież to wszystko przeze mnie, powinni mnie bardziej ukarać! Gass był niewinny!

Straciłam wszystkie siły. Nie mogłam nawet ruszyć palcem.

Znowu usłyszałam kroki.

- Macie ją wypuścić! – oznajmiła Kleopatra.

Byłam na nią zła. Jak mogła pojechać sobie do Rzymu, a mnie zostawić w lochu?! Właśnie… Moment… Kleopatra nie powinna być w Rzymie??? Chyba, że…

- Tak jest, Wasza Wysokość! – odpowiedzieli pilnujący mnie strażnicy.

Odsunęli się. Ktoś przekręcił zamek. Poczułam się unoszona. Minimalnie uchyliłam powieki. Mignęła przede mną twarz Kleopatry. Oczy miała czerwone. Czyli już to się stało. Cezar nie żyje.


~~~~~~~~~~~~~~

Długo nie dodawałam rozdziału, bo po prostu nie miałam czasu. Przepraszam, ale trudno pogodzić dwie szkoły i do tego już mam zapowiedziany sprawdzian -,- Ten post nie jest jakiś super, ale zawsze coś. Nie wiem kiedy będzie następny. Może to trochę potrwać...  Komentujcie! To naprawdę pomaga! Wystarczy chociaż jedno słowo! Dajcie znać, że to czytacie!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ