czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 4

Dedykacja dla Akito Miyake ;)


                Nie wiem ile czasu stałam z wytrzeszczonymi  oczami, ale chyba długo, bo ludzie zaczęli się mi przyglądać z zainteresowaniem… Przede mną znajdował się największy posąg – Sfinks[1]. Za nim zobaczyłam na własne oczy piramidy z IV dynastii faraonów: Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa -> jedno z siedmiu cudów świata! Nie wierzyłam własnym oczom! Przecież to było moje marzenie! Od zawsze chciałam pojechać do Egiptu i zobaczyć Gizę!

              Podziwiając te zabytki zastanawiałam się  jak i dlaczego się tutaj znalazłam. Nie mogłam tego zrozumieć… Chwileczkę… Ten Sfinks jest nietknięty! Ma cały nos i nie jest uszkodzony!!! Co się tutaj dzieje???

Zauważyłam tłum Egipcjan gapiących się na mnie. Czy coś jest ze mną nie tak? Może ja nadal śnię, a o tym nie wiem??? Uszczypnęłam się, ale to nie pomogło… Więc to jest rzeczywistość!!! Jestem w Gizie, otoczona tłumem tutejszych mieszkańców… Zaraz… Dlaczego oni…?  No tak, przyznaję, trochę nie pasuję do otoczenia mając legginsy i T-shirt… Tutaj kobiety jak i mężczyźni mają na sobie rodzaj spódnicy, której fałdy zebrano z przodu i włożono za pas. Wiedziałam, że za czasów faraonów Egipcjanie nosili tradycyjne jednobarwne stroje z bielonego lub naturalnego lnu. A przede mną widziałam nie tylko białe, ale też wielobarwne ubiory uszyte z tkanin o różnorodnych deseniach[2]. Oznaczało to, że są to czasy panowania Ptolemeuszy, ponieważ to wtedy Egipt otworzył się na obce wpływy. Czyli cofnęłam się w czasie? Ale jak? I dlaczego? Ja to mam naprawdę farta… Najpierw ulewa, później opuszczona chatka, dziwne sny… Chyba, że to się ze sobą jakoś łączy w całość… No może oprócz ulewy. Co ja teraz zrobię? Nie mam zielonego pojęcia… Muszę jakoś zaznaczyć to miejsce, żeby później je znaleźć. Odwróciłam się i… Nie, to niemożliwe! Za mną już nie było chatki! Jak ja wrócę po pierwsze do współczesności, a po drugie do Polski? Utknęłam w starożytnym Egipcie!

                Z mojego panicznego zamyślenia wyrwała mnie mała dziewczynka. Podeszła do mnie i wzięła mnie za rękę. Z tłumu rozległ się głośny wiwat. O dziwo zrozumiałam co krzyczeli, a ja przecież ani razu nie słyszałam ich języka, a już nie mówię  o rozumieniu starożytnych Egipcjan.

 - Jeżeli możemy Ci usłużyć pomocą, to zrobimy wszystko, co w naszych siłach! – krzyczeli Egipcjanie w tłumie - Skąd przybywasz, pani? Jak się nazywasz?

- Alex – mam nadzieję, że mnie zrozumieli…

- Niech żyje Aless!!! – powtórzył tłum.

- Ja jestem Alex, nie Aless – odpowiedziałam ze śmiechem.

- NIECH ŻYJE ALEX!!! – poprawił się tłum.

Ja powiedziałam całe zdanie, a oni mnie zrozumieli! Jak to możliwe? Postanowiłam ich sprawdzić:

- Czy dzisiaj jest jakaś uroczystość albo ważny dzień? – zapytałam się i usłyszałam siebie mówiącą w ich języku!

- Dzisiaj jest święto boga Tota[3] i Kleopatra VII przyjeżdża, aby to uczcić.

Aha, czyli jestem w czasach Kleopatry VII… Dopiero teraz zorientowałam się, że mała dziewczynka nadal trzyma moją rękę.

- Jak się nazywasz? – zapytałam się jej.

- Abla – odpowiedziała nieśmiało.

- Ale ładne imię! – nie chciałam, żeby czuła się przy mnie nieśmiało…

- KRÓLOWA NADJEŻDŻA! Z DROGI! PRZEPUŚCIE KRÓLOWĄ! – usłyszałam głos.

Wszyscy, co do jednego, zrobili miejsce na przejazd Kleopatry VII.





[1] Wielki Sfinks – największe dzieło rzeźbiarskie, jakie kiedykolwiek wykonali ludzie; stworzenie, w którym zawarte są cechy człowieka i lwa.

[2] Deseń – tu: haftowany wzór zdobiący strój.


[3] Tot - bóg pisma, wiedzy, nieba.



~~~~~~~~~~~~~~

Bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze <3 Jesteście kochane :*
Mam taką prośbę: jeżeli czytacie mojego bloga i chcecie wiedzieć na bieżąco czy coś wstawiam, to  dodajcie się do "Observateurs :)" (oczywiście jak macie konto...) 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

Możecie też komentować z anonima, tylko się podpisujcie ^^

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 3

Dedyk dla Merr, ZuPe i Evell :)


                Tej nocy śniły mi się straszne koszmary (tak naprawdę jeden i ten sam…). Szłam w ciemności. Kiedy podeszłam do lampki palącej się na pomarańczowo, przeszył mnie dreszczyk i później wszystko zaczęło wirować. Czułam się jakbym była porwana przez potężne tornado (chociaż ani razu nie zobaczyłam tego zjawiska pogodowego). Wtedy obudziłam się.
                Przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć, a gdy mi się udało, przeżyłam znowu ten koszmar, co poprzednio. Obudziłam się w tym samym momencie, co wcześniej. To było dziwne. Nawet bardzo dziwne…
                Postanowiłam już tej nocy nie zasypiać. „Przecież rano wrócę do domu i wyśpię się ile tylko zechcę” – pomyślałam. Niestety moja senność wygrała i znowu miałam ten sam koszmar i obudziłam się wtedy, kiedy porwało mnie tornado… Wow, trzykrotne déjà vu. Chyba pobiłam wszystkie rekordy.
                Już za nic nie chciałam spać, dlatego włączyłam moją ulubioną piosenkę „On ira” ZAZ. Zastanawiałam się, dlaczego miałam ten sam koszmar… I dlaczego śniła mi się pomarańczowa lampka? I przeszywał mnie jakiś dziwny dreszcz?
                Olśniło mnie. Przecież tak trafiłam do tej chatki… Najpierw zobaczyłam pomarańczową lampkę, a później, jak przekraczałam próg tego „mieszkania” przeszył mnie dreszcz… Ale dlaczego mi się to śni? I jeszcze do tego tornado? Nic z tego nie rozumiałam… Już nie miałam siły na dłuższe przemyślanie tego, co się działo. Po raz kolejny ogarnęła mnie moc snu. Zasnęłam. I nie obudziłam się wtedy, co wcześniej. Nie pamiętałam co mi się śniło po tym tornadzie, ale wiem, że ten koszmar się już skończył.

*****

Kiedy się obudziłam zobaczyłam, że słońce jest już wysoko na niebie, bo oświetlało całą chatkę. Musiałam długo spać… Chatka była naprawdę mała i opuszczona. Nie było tam żadnych mebli. Spojrzałam na cały bałagan, który wczoraj narobiłam. „O nie, muszę to wszystko spakować!” – pomyślałam – „ Ale do domu mam stąd blisko, więc dam radę. DAM RADĘ!”.
Wszystko było jeszcze mokre… No cóż, musiałam jakoś wytrzymać. Niedługo będę w domu i wezmę gorącą kąpiel w wannie… Powoli zaczęłam pakować mokre rzeczy do mokrego plecaka. Najpierw podręczniki, później zeszyty, a na końcu piórnik i resztę dodatków. Moją książkę postanowiłam nie wkładać do plecaka. Lepiej gdy wezmę ją osobno w reklamówce, bo wtedy nie powinna się zniszczyć.
Telefon schowałam do kieszeni, plecak wzięłam do prawej ręki, ponieważ nie miałam ochoty nosić go mokrego na plecach, a reklamówkę do lewej.  Obejrzałam się za siebie, żeby się upewnić, czy na pewno nic nie zostawiłam. „Chyba nie…” – miałam taką nadzieję – „Im szybciej będę w domu tym lepiej”. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam skrzypiące drzwi chatki.
To, co  zobaczyłam zamurowało mnie. Upuściłam wszystkie swoje rzeczy na ziemię.

~~~~~~~~~~~~~~

Troszeczkę dłuższy post ^^ Mam nadzieję, że Wam się spodobał :)
Jeżeli interesuje Was mój blog i go czytacie, to dodajcie się do "Observateurs :)"
Dziękuję za wszystkie komentarze, to naprawdę motywuje ^^
Niestety pod drugim rozdziałem są tylko dwa komentarze... :'(
Zresztą bardzo dziękuję Berruni i Merr <3 Dziękuję, że mnie wspieracie :*
Proszę, jeżeli przeczytałeś ten post, to skomentuj!!!
Może być nawet jedno słowo, np.: ok, fajne, okropne...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 2

Dla wszystkich, którzy przeczytali i skomentowali mój pierwszy post ^^



                Usiadłam na podłodze chatki, w której się schroniłam przed deszczem. Jak ta podłoga skrzypiała! Jakby po niej nikt nie chodził od całych wieków! Myślałam, że się pode mną zapadnie, naprawdę. Nie miałam nic do roboty, bo przecież pracy domowej nie będę robić cała przemoknięta do suchej nitki, na podłodze w tajemniczej chatce i w dodatku po ciemku. Czytanie w takich warunkach też odpada. Szkoda, bo miałam przy sobie książkę Rafała Kosika pod tytułem „Felix, Net i Nika oraz Nadprogramowe Historie”. Popatrzyłam na mój plecak. W świetle padającym z mojego telefonu zobaczyłam go calutkiego mokrego. Co? Może mi się rzeczy zmoczyły! Zaczęłam szybko wyjmować całą zawartość mojego plecaka. Wszystko było choć trochę mokre… Na szczęście najnowszą książkę z serii „Felix, Net i Nika” dzisiaj dałam do reklamówki, żeby się nie zniszczyła. Uff, była tylko lekko wilgotna. Poczułam, jak kamień spadł mi z serca.

                Oświetliłam wszystkie wywalone rzeczy z mojego plecaka. Nawet nie wiedziałam, że aż tyle tego niosłam… Owszem, było ciężkie, ale bez przesady… Jakoś nie spieszyło mi się z posprzątaniem tego wszystkiego. Hmmm… A komu by się chciało, jeżeli deszcz nadal leje jak z cebra? Z tego wszystkiego straciłam poczucie czasu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Wow! Była już 22:32! „To dzisiaj już nie wrócę do domu” – pomyślałam – „Co ja mam zrobić? Pogoda bez żadnych zmian, więc nie mam wyjścia. Muszę zostać w tej dziwnej chatce.”

Z braku pomysłów i ze zmęczenia po ciężkim dniu w szkole położyłam się na zniszczonej, drewnianej, skrzypiącej, twardej, niewygodnej podłodze. Po chwili zasnęłam.


~~~~~~~~~~~~~

Już dodałam kolejny, bo niektórzy mówili, że pierwszy był za krótki :) Ten też jest krótki, ale ważne, że jest ;) Podoba Wam się mój blog? Macie jakieś uwagi?

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

To naprawdę pomaga, więc komentujcie!!! ^^

Wszystkim dziękuję za poprzednie komentarze!!! :D To dzięki Wam opublikowałam już drugi rozdział, chociaż w "Krótkiej notce organizacyjnej" napisałam, że będę dodawać co tydzień :P Dziękuję, że mnie wspieracie <3

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 1

Ten rozdział dedykuję Berruni <3



                Gdy wracałam z gimnazjum do domu, nagle zaczął lać deszcz. Dosłownie. Nawet nie widziałam moich dłoni, a już nie mówię o chodniku… Już prawie doszłam do domu, ale „cudowny deszczyk” mnie powstrzymał. Nic przed sobą nie widziałam… Nic. Ściana deszczu. A oczywiście parasolkę zostawiłam w mojej szkolnej szafce! Po prostu cała ja.
                Jakimś cudem zauważyłam jakąś małą lampkę palącą się na pomarańczowo… Zatrzymałam się przy niej i zobaczyłam za nią jakąś małą, opuszczoną chatkę. To znaczy nie wiem, czy opuszczoną, ale miałam taką nadzieję… Weszłam do środka, żeby schronić się przed coraz większym deszczem. Kiedy przekraczałam próg tej chatki poczułam mały dreszcz, który przepłynął po całym moim ciele… To było dziwne uczucie. Miałam wrażenie jakbym była skanowana…
                Chciałam zapalić światło, ale najwyraźniej ten domek nie miał pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak lampa… No cóż, trzeba sobie jakoś poradzić, dlatego wyjęłam mój telefon. Chciałam zadzwonić najpierw do mojej przyjaciółki, a później do rodziców, ale nie było zasięgu. Mój telefon nie ma zasięgu! Zawsze i wszędzie mogłam na niego liczyć! Tam, gdzie nikt nie miał zasięgu, ja miałam! (pomijam fakt, że wtedy byłam zmuszana do pożyczania mojego telefonu…) No nic, wejdę na Skype’a  i zadzwonię. CO?! NIE MAM INTERNETU?!
                Dobra, spokojnie, keep calm, ustalmy fakty:
1.       Leje coraz bardziej.
2.       Siedzę w jakiejś małej, dziwnej, opuszczonej, nieprzyjemnej, odpychającej chatce.
3.       Nie mam zasięgu.
4.       Nie mam Internetu.
Krótko mówiąc jestem odcięta od świata. Genialnie.

~~~~~~~~~~~~~~ 

Już mam pierwszy rozdział za sobą :) Co o nim sądzicie? Może macie jakieś uwagi?
Proszę, jeżeli to przeczytałeś/przeczytałaś to skomentuj!!!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ