wtorek, 10 września 2013

Rozdział 10


                Pulsowało mi w głowie. Zwijałam się z bólu głowy i z bólu brzucha. Otworzyłam oczy. Cela zmniejszyła się dziesięciokrotnie. Była naprawdę mała. Krata była grubsza i miała mniejsze otwory. Pilnowało mnie dwóch strażników. Byli wysocy i potężni, ale to nie byli ci sami, którzy mnie znokautowali i przenieśli do tego miejsca. Zostałam uznana jako bardzo niebezpieczna osoba. Zagrożenie.
                Ale co mogli zrobić Gassowi? Przeze mnie miał kłopoty… To wszystko moja wina. To wszystko przeze mnie… A tak w ogóle to po co ja się tu znalazłam??? W sensie, w starożytnym Egipcie… I jak do tego doszło? Moim zdaniem ta chatka ma coś z tym wspólnego…

- Aaaa! – jęknęłam cicho, ponieważ ból nie przestawał. Wręcz przeciwnie: głowa bolała mnie coraz bardziej. Brzuch niestety też.

W takim stanie, to ja tu nie wytrzymam!!!

Zamknęłam oczy.

Czułam łzy spływające po mojej twarzy. Łzy z bólu.

W parę dni zdążyłam awansować z „luksusowego” pokoju dla gości do małej, mocno strzeżonej celi. Stąd to się na pewno nie wydostanę. A nawet jeśli by mi się udało, to nie dotarłabym do Rzymu na czas…
               Nagle usłyszałam skrzypiące trzeszczenie kluczy. Ktoś do mnie przychodził. Nie, nie w odwiedziny… Przez łzy dostrzegłam rękę wsuwającą coś do celi, w której się znajdowałam. Ostatkiem sił podniosłam się na łokciu i zobaczyłam miskę. W niej było coś, co nie wyglądało apetycznie. Wyglądało obrzydliwe. Ledwie spojrzałam w stronę osoby, a krata została zatrzaśnięta. Wylądowałam na kamiennej, zimnej podłodze lochu. Przestałam czuć mój łokieć.
- Aaaa!!! – krzyknęłam z bólu głowy spotęgowanym przez odgłos kraty – Trochę ciszej!!!

- Dlaczego? – usłyszałam w odpowiedzi – Możemy być jeszcze głośniej!!!

Obydwaj strażnicy zaśmiali się złowieszczo.

Przymknęłam powieki.



*****



                Nie wiem ile dni, tygodni spędziłam w głodzie w lochu, ale wydawało mi się, że całą wieczność… Przez ten straszny czas nie jadłam, ale piłam wodę. Jedzenie było niezachęcające i nie miałam na niego ochoty. Za to na szczęście miałam wodę.

                Pewnego dnia lub pewnej nocy (nie miałam pojęcia czy był dzień, czy noc…) usłyszałam kroki kilku osób. Byłam zbyt osłabiona, żeby się podnieść, ale słyszałam rozmowę przed moją celą.

- Zróbcie mi miejsce, dostałem rozkaz od królowej! – usłyszałam brzęk kluczy.

- Mamy jej pilnować i nie dać jej uciec! My też mamy rozkazy! Nie jesteś jedynym strażnikiem w tym pałacu! – to był jeden z pilnujących mnie strażników.

- Dostałem rozkaz, żeby ją wypuścić!

- Nie wierzę ci. Zostalibyśmy powiadomieni.

- Mam tu sprowadzić królową, żeby wam to udowodnić?

- Oczywiście! Bez dowodów nie wypuścimy jej!

- Gasser, idź po królową.

Na dźwięk jego imienia dostałam dodatkowych sił. Otworzyłam oczy. Widziałam tylko strażników, którzy mnie pilnowali. Gassowi wybaczyli! Nic mu się nie stało! Czułam narastającą we mnie radość, dopóki…

- Tak jest! – odpowiedział Gass i odszedł.

Słyszałam zmęczenie i cierpienie w jego głosie. Zamknęłam oczy. Co oni mu zrobili??? Przecież to wszystko przeze mnie, powinni mnie bardziej ukarać! Gass był niewinny!

Straciłam wszystkie siły. Nie mogłam nawet ruszyć palcem.

Znowu usłyszałam kroki.

- Macie ją wypuścić! – oznajmiła Kleopatra.

Byłam na nią zła. Jak mogła pojechać sobie do Rzymu, a mnie zostawić w lochu?! Właśnie… Moment… Kleopatra nie powinna być w Rzymie??? Chyba, że…

- Tak jest, Wasza Wysokość! – odpowiedzieli pilnujący mnie strażnicy.

Odsunęli się. Ktoś przekręcił zamek. Poczułam się unoszona. Minimalnie uchyliłam powieki. Mignęła przede mną twarz Kleopatry. Oczy miała czerwone. Czyli już to się stało. Cezar nie żyje.


~~~~~~~~~~~~~~

Długo nie dodawałam rozdziału, bo po prostu nie miałam czasu. Przepraszam, ale trudno pogodzić dwie szkoły i do tego już mam zapowiedziany sprawdzian -,- Ten post nie jest jakiś super, ale zawsze coś. Nie wiem kiedy będzie następny. Może to trochę potrwać...  Komentujcie! To naprawdę pomaga! Wystarczy chociaż jedno słowo! Dajcie znać, że to czytacie!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ