niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 21

                Wchodząc do sali tronowej, czułam się przerażona. Niestety nie pomagał fakt, że Kleopatra siedziała na swoim wysokim, złoconym tronie i musiałam podnosić wzrok, żeby na nią spojrzeć. Sala była bogato zdobiona, pokryta różnymi płaskorzeźbami. Musiałam uklęknąć, powiedzieć formułki, których nauczyła mnie Donia i wysłuchać królowej. Byłam bardzo zdziwiona jej przemową. Tak naprawdę tylko na początku Kleopatra wspomniała coś o moim „odejściu”. Skomentowała to bardzo krótko: to się nie może powtórzyć, więc jeżeli chcę gdzieś wyjść muszę powiadomić ją o tym przez strażników lub służących i dopiero kiedy dostanę pozwolenie… Nieważne. W każdym razie tylko o tym wspomniała. Później mówiła o czymś zupełnie innym. O czymś, czego bym się w życiu nie spodziewała. Może gdybym czytała książki o czasach Kleopatry i w ogóle, ale i tak pewnie to by mi umknęło. Muszę wszystko na spokojnie przemyśleć. Mam wrażenie, że królowa powiedziała mi o tym wszystkim, żebym zastanowiła się nad tą przepowiednią. Patrzyła na mnie… jakby miała nadzieję, że jej pomogę. Niestety ja nie sądziłam i nadal nie sądzę, że jestem w stanie pomóc.

                Od razu po tym spotkaniu, strażnicy chcieli odprowadzić mnie do pokoju, ale ja chciałam zobaczyć jeszcze raz tę przepowiednię. Musieli się wrócić do królowej i spytać, czy mogę wejść do Sali Przepowiedni. Kiedy wrócili do mnie i oznajmili mi, że mogę tam wchodzić, kiedy chcę, nadal byli zdziwieni. Zaprowadzili mnie tam, a ja starałam się zapamiętać drogę.

                Zostawili mnie samą w Sali Przepowiedni. Nie wiedziałam, czy czekają przed drzwiami i pilnują, żebym nie uciekła. Usiadłam na środku jaskini i patrzyłam na przepowiednię. Tym razem była oświetlona. Dwie pochodnie były zawieszone po obu bokach. Dla mnie to i tak nie miało znaczenia, bo nie potrafiłam odczytać tekstu. Jednak słowa zapamiętałam. Byłam tu z Kleopatrą… parę dni temu? Straciłam poczucie czasu.

Niepokonany władca zostanie zabity przez spiskowców.
W ich gronie znajdą się także jego przyjaciele.
Wtedy życie jego dziecka będzie zagrożone.
Jedynie Wojowniczka będzie w stanie uratować dziecko.

Musiałam uporządkować myśli. Przed chwilą dowiedziałam się o czymś bardzo ważnym. Mianowicie Ptolemeusz XIV, brat i jednocześnie mąż Kleopatry, zmarł wczoraj w tajemniczych okolicznościach. Nawet nie zdążyłam go poznać. Królowa powiedziała jeszcze jedną ważną rzecz – koronacja trzyletniego Cezariona odbędzie się za tydzień. Dowiedziałam się również, że jest 26 kwiecień, więc w lochu siedziałam miesiąc. Może trochę więcej.
Dobra, najpierw przepowiednia.

Niepokonany władca zostanie zabity przez spiskowców.
W ich gronie znajdą się także jego przyjaciele.

Tu chodzi o Cezara, nic dodać, nic ująć.

Wtedy życie jego dziecka będzie zagrożone.

A ten fragment mówi o Cezarionie. Jego życie będzie zagrożone, bo później Oktawian go zabije.

Jedynie Wojowniczka będzie w stanie uratować dziecko.

Co do tego, nie mam pojęcia, jak to skomentować. Według Kleopatry, to o mnie chodzi, ale ja nie jestem przekonana. Ale wypadałoby pomyśleć chociaż chwilę. Cezarion umrze, jak będzie miał jakieś piętnaście… nie, siedemnaście lat, a teraz ma trzy. Mam go „uratować” przed czy po koronacji? Bo to ważne. I w ogóle jak mam go uratować? 

                Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Jeden ze strażników wszedł i powiedział, że powinnam już wracać do pokoju. Kiwnęłam tylko głową, spojrzałam jeszcze raz na przepowiednię i tajemnicze hieroglify i wyszłam za strażnikiem z Sali.

 ~~~~~~~~~~~~~~

Wracam do Was z nowym rozdziałem. Przepraszam za tę przerwę. Nadal mam małe problemy z weną. :/ 
Dziękuję Merr za korektę ;* Nie wiem, czy to przeczytasz, ale i tak dziękuję <3
Następny rozdział opublikuję w nowym roku, więc już teraz życzę Wam fajnego sylwestra i szczęśliwego nowego roku! :D

Oczywiście...
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

środa, 24 września 2014

Czy ktoś jeszcze czyta moje opowiadanie? Czy ktoś o mnie pamięta?

Dwudziesty rozdział opublikowałam 14 września, czyli ponad dwa tygodnie temu. Rozumiem, że mogliście tego nie zauważyć, bo miałam długą przerwę...
Jednak jeżeli do 5 października (niedziela) nie pojawi się żaden komentarz pod dwudziestym rozdziałem (nie liczę spamu), to najprawdopodobniej zawieszę bloga na czas nieokreślony. Mam zamiar skończyć to opowiadanie, ale nie muszę go dalej publikować, jeżeli nikt go nie czyta. Mogę pisać dla siebie ;) Jeżeli zawieszę bloga, to, kto wie, może wrócę? Wszystko jest możliwe :)
W dodatku mam teraz mało czasu na pisanie i brak weny... A jeżeli nikt nie czyta i nie komentuje, to nie mam motywacji publikowania mojego opowiadania.

Zobaczymy, co będzie dalej. Wszystko zależy teraz od Was :)
 

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 20



Zostałam zaprowadzona przez trzech strażników do mojego byłego pokoju. Chyba myśleli, że im ucieknę, bo niby po co taka obstawa? Wystarczyłby jeden strażnik! Czułam się okropnie. Miałam wrażenie, że wchodząc do pałacu, zostałam pozbawiona wolności. Byłam zależna od Kleopatry, która… No, nie przepadała za mną.
Strażnicy przepuścili mnie, żebym pierwsza weszła do pokoju. Kiedy znalazłam się w środku, usłyszałam za sobą zamykane drzwi. Odwróciłam się. Zamknęli mnie. Szarpnęłam za drzwi, ale to nic nie dało. Zamknęli mnie na klucz. Opadłam na łóżko i od razu tego pożałowałam, bo zapomniałam, jakie ono było twarde. Wróciłam do pałacu… Z własnej woli. Chciałam wyjaśnić wszystko Kleopatrze, poprawić nasze relacje, udowodnić jej, że nie jestem tą Wojowniczką… A oni mnie zamknęli. Miałam nadzieję, że będzie wszystko dobrze, że uda mi się porozmawiać z królową, a tu guzik z tego. Trochę nie rozumiałam zachowania strażników. Przyszłam do pałacu sama. No dobra, z Gassem. No tak! Czemu byłam taka głupia? To wydaje mi się teraz oczywiste… Już zrozumiałam. Ci strażnicy na ulicy chcieli mnie złapać i zaprowadzić do Kleopatry. Ja jednak zrobiłam to za nich. Do tego jeszcze przekroczyłam próg pałacu u boku Gassa, który jest strażnikiem. Mogli więc pomyśleć, że to on mnie złapał i przyprowadził… Pewnie królowa wydała rozkaz odnalezienia  i przyprowadzenia mnie do jej siedziby. No to jej plan na razie się powiódł. Strażnicy zamknęli mnie, bo nie wiedzą, że przyszłam tu nie z przymusu, tylko z własnej woli. I tak dobrze, że nie wrzucili mnie do lochu. 
Po dłuższym czasie byłam tak znudzona nic nierobieniem, że położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć. Minęło kilka godzin od zamknięcia mnie w tym pokoju, bo słońce powoli zachodziło. Zasnęłam. 
- Alex! Uważaj! - krzyknął Tar. 
Odwróciłam się i zobaczyłam Gassa. Miał miecz w ręku. Zaatakował mnie. Byłam zszokowana, ale uciekłam na bok. Miecz strażnika nawet mnie nie dotknął. Po chwili uświadomiłam sobie, że Gass jest pode mną. Dyszał ciężko, a ja nie pozwalałam mu się podnieść, trzymając kolana na jego klatce piersiowej. Unieruchomiłam go, a Tarik chwycił jego nogi. Zauważyłam także, że miałam w ręku miecz strażnika. I to nie koniec tego wszystkiego... Trzymałam miecz na gardle Gassa. Jakimś sposobem musiałam wyrwać mu go z ręki  i powalić go na ziemię… Tylko dlaczego nie miałam świadomości o tym, co się stało?
Sceneria się zmieniła. Stałam w jakimś pokoju. Znajdowało się tam jedynie krzesło, stolik, skrzynia i łóżko. Wszystko było białe… Prawie wszystko. Wyróżniało się kolorem jedynie jakieś dziecko w łóżku. Podeszłam bliżej. Leżał tam mały chłopiec, powiedziałabym, że miał może jakieś trzy latka, ale nigdy nie byłam dobra w zgadywaniu wieku. W każdym razie ten chłopiec się na mnie patrzył, a ja na niego. Chciałam się zapytać co tu robi, ale nawet nie byłam w stanie otworzyć ust. Nie wiedziałam co robić i jak się zachować. W końcu zdecydowałam się usiąść na krześle.
                Otworzyłam oczy i wrzasnęłam, bo nade mną pochylała się Donia. Służąca szybko się wyprostowała. Była zakłopotana, ale starała się to ukryć. Tłumaczyła się, że musiała mnie obudzić. Nie pytałam o nic więcej, bo myślałam o moim śnie. Kiedy Donia zaczęła mówić mi, jak się powinnam zachowywać przy Kleopatrze, zostawiłam moje rozmyślania na później. Służąca oznajmiła mi, że niedługo zobaczę królową. Co chwilę do swojego wykładu wtrącało to, że jak coś pójdzie nie tak… to Kleopatra o tym nie zapomni i będę musiała ponieść ciężkie konsekwencje.
                Do sali tronowej zaprowadziło mnie dwóch strażników. Czułam wściekłość przez to towarzystwo, ale i tak nie było źle. No ale jak ja miałam czuć się swobodnie, kiedy miałam obstawę w postaci dwóch strażników i szłam na spotkanie z królową Egiptu?! Trochę bałam się tej rozmowy. W końcu teraz to nie jest gadanie o tym, skąd jestem i skąd mam takie dziwne ubranie. Byłam pewna, że Kleopatra oczekuje ode mnie przeprosin, ale ja bym tego nigdy nie zrobiła. Wiedziałam, że jest królową, ma ogromną władzę i może zrobić mi co chce, ale to właśnie ona powinna mnie przeprosić i przyznać mi rację. Ale oczywiście ja, dziewczyna z przyszłości, nie mam prawa dyskutować z głową Egiptu. Donia radziła mi, żebym uważała na to, co mówię. Postanowiłam, że się chociaż trochę postaram. Przez całą drogę moja obstawa nie otworzyła ust. Nawet przez chwilę myślałam, że wycięto im języki. Za dużo czytam i przez to żyję w trochę innym świecie. Chociaż jeszcze niedawno myślałam, że teleportacja i podróż w czasie występują jedynie w książkach i filmach… Jednak nie.
                Strażnicy zatrzymali się, więc zrobiłam to samo, co oni. Jeden spojrzał na mnie i otworzył drzwi, przed którymi staliśmy. Nie wszedł do środka, bo czekał, aż ja to zrobię. Jednak nadal nie ruszyłam się z miejsca. Może to się wydawać bardzo głupie, ale naprawdę chciałam sprawdzić, czy umieją wydać jakiś dźwięk. Zniecierpliwiony strażnik pokazał ręką, żebym weszła. Oczywiście udawałam, że go nie zrozumiałam. Drugi także stracił cierpliwość i popchnął mnie do przodu. Trochę się zbliżyłam do wejścia, ale nadal nie przekroczyłam progu.
- Wchodź wreszcie! – warknął ten przy drzwiach.
Przynajmniej jeden miał język i potrafił go użyć. Tyle mi wystarczyło, więc weszłam pewnym krokiem do sali tronowej.

~~~~~~~~~~~~~~ 
 

Pamiętacie mnie jeszcze? ;)
Przepraszam za tą długą przerwę... Najpierw wakacje, a teraz szkoły :/
Krótki rozdział, ale jest ;) Co o nim sądzicie? Jeżeli go czytasz, to zostaw jakiś komentarz! Może być nawet jedno słowo. Dla mnie to bardzo ważne.

Następny rozdział pojawi się (najwcześniej) w połowie, ale bardziej prawdopodobne jest, że pod koniec października. Będę starała się dodawać jeden rozdział w miesiącu. Zobaczymy, co z tego wyjdzie ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

czwartek, 28 sierpnia 2014

Krótka informacja

Przepraszam, że dopiero teraz piszę, ale sami wiecie, jak to jest w wakacje. Nie mogłam tego wcześniej zrobić...
Następny rozdział dodam we wrześniu. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie pamiętacie ;)

Życzę miłej końcówki wakacji!

piątek, 20 czerwca 2014

Rocznica bloga

UWAGA, UWAGA!
OGŁASZAM, ŻE MINĘŁA ROCZNICA BLOGA "PODRÓŻ W CZASIE"!
Dokładnie miała miejsce 15 czerwca.
Z tej okazji chciałabym podziękować wszystkim, którzy komentowali moje rozdziały.
(kolejność przypadkowa)
  • Starlette - dziękuje ci <3 skomentowałaś prawie każdy mój rozdział *.* nawet nie wiesz, jak mnie to motywuje :*
  • Malwa - dziękuję za wszystko <3 dziękuję, że wysłuchiwałaś moich narzekań na bloga, za twoją motywację i pytania o następny rozdział... nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła :* no i oczywiście dziękuję za komentarz pod 19 rozdziałem *.* naprawdę mnie zaskoczyłaś XD
  • Merr - może i nie pod każdym postem był twój komentarz, ale jak już pisałaś, to długości mojego rozdziału *.* dobra, może trochę przesadzam XD dziękuję <3
  • Numer 10 - dziękuję za każdy komentarz i  pytania ;)
  • El Elliez  - tobie też dziękuję za komentarze :)
  • Tantal Mortes, Noa Darks, Bielana - niedawno tu trafiłyście... i podziwiam was, że wszystko przeczytałyście :O dziękuję za wasze komentarze :)
  • Evell - hmm... za często tu nie byłaś, ale nie mogło cię tutaj zabraknąć :P no i dziękuję za twoje komentarze XD
  • ZuPe, Dżar Jar, Akito Miyake (Jula), Julia Bartczak, Weronika Ch., Fryderyk S. - chyba już tego nie czytacie XD ale co tam, dziękuję za skomentowanie moich pierwszych rozdziałów :P
Dziękuję także anonimom ;)
Nawet nie wiem, kiedy to się stało... Ale dziękuję za ponad 2400 wyświetleń! *.*

Rozdział niedługo opublikuję ;) Tymczasem możecie przeczytać mój opis opowiadaniowy/opowiadanie opisowe XD



Tego dnia miałam małego doła, więc poszłam do mojej najlepszej przyjaciółki, żeby się wyżalić. Normalnie droga do jej domu zajmowała mi niecałe dziesięć minut pieszo, ale tym razem się wlokłam. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam jak i kiedy mała, wąska warszawska ulica zamieniła się w gęsty bór. Nigdy wcześniej nie trafiłam do tego lasu. Nie miałam pojęcia, że w centrum stolicy Polski może znajdować się bór. Drzewa tworzyły w miarę równe rzędy, więc można by pomyśleć, że zostały posadzone przez człowieka. Stałam na jedynej ścieżce, która prowadziła prosto. Nie potrafiłam dostrzec ani jednego zakrętu, a iglaki otaczały leśną dróżkę. 

Nie znałam tego miejsca i chciałam jak najszybciej zawrócić. Jednak kiedy wykonałam jeden krok w przeciwnym kierunku, walnęłam w coś, co mocno odepchnęło mnie do tyłu. Upadłam. W moje palce wbiły się igły, przez co syknęłam z bólu. Całe moje ciało było obolałe. Oddychałam ciężko, wdychając wilgotne powietrze. Powoli znowu stanęłam na nogach, wyjęłam igły z rąk i rozejrzałam się dookoła. Nie dostrzegłam nic oprócz tej samej ścieżki i drzew iglastych. Żadnych ptaków, robaków... Tylko ja, zwykła piętnastolatka w niebieskiej letniej sukience i w granatowych trampkach, oraz bór w sercu stolicy. Nadal nie wiedziałam, dlaczego upadłam. Wyciągnęłam prawą rękę w kierunku, w którym przed chwilą chciałam się udać. Poczułam ból w palcach, więc odruchowo się cofnęłam. Ból nie ustawał, ale na moich dłoniach nie było nic widać. Miałam złe przeczucia co do tej ścieżki, więc pragnęłam znaleźć jakąś inną drogę. Jednak kiedy chciałam zboczyć ze szlaku, drzewa ustawiły się tak, żeby mi to uniemożliwić. Z braku innego wyjścia, ruszyłam przed siebie wyznaczoną dróżką. Przez panującą w borze ciszę słyszałam każdy mój krok. Wydawało mi się, że ta podróż nie ma końca. Przez cały czas ścieżka prowadziła prosto, a iglaki pilnowały, żebym przypadkiem z niej nie zeszła. 

Kiedy miałam już tego boru naprawdę dość, usiadłam na środku ścieżki i zamknęłam oczy. Sama nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, ale tak podpowiedziała mi intuicja. Po chwili otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jest ciemno, a ja wiszę w powietrzu. Bór zniknął, a tylko ja zostałam. Czułam się dziwnie, siedząc tak pośród czerni. Nagle musiałam zmrużyć oczy przez oślepiające białe światło. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do jasności, zobaczyłam przede mną ogromne ozdobne drzwi. Wstałam, a wrota same się otworzyły. Nie mając innej możliwości, wkroczyłam w nieznane. 

środa, 7 maja 2014

Rozdział 19

Z dedykacją dla tych, którzy skomentowali osiemnasty rozdział ;)
Czyli:
Starlette
Tantal Mortes
Bielana
Noa Dark
The Lotka
(kolejność przypadkowa)
Dziękuję Wam! :*


                Rano zostałam obudzona przez Tarika, który musiał mną lekko potrząsnąć. Nie przepadałam za tą formą pobudki, ale tym razem nie miałam nic przeciwko. Chłopak robił to w miarę delikatnie… Nie rozumiałam co się ze mną działo. Robiłam się coraz dziwniejsza.

- Alex, wstawaj… - powtarzał w kółko chłopak, dopóki nie otworzyłam oczu.

Powoli usiadłam na łóżku, ziewając. Albo mi się zdawało, albo na twarzy Tara pojawił się cień uśmiechu.

- Pamiętaj, że wracasz dzisiaj do pałacu… - przypomniał Tarik i wyszedł.

                Brzmiało to tak, jakby był w tym jakiś ukryty podtekst… Przecież wiedziałam o tym, że wracam do pałacu. Nie musiał mi o tym  przypominać. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło. A może to ja za dużo się zastanawiałam? Wstałam i skierowałam się do łazienki. We szkle, które było lustrem, zobaczyłam ciemną blondynkę z rozczochranymi włosami, rozmazanym makijażem i małymi dołkami pod oczami. Widać było, że trochę płakała. Chwila… To byłam ja! Super. To ja tak świetnie wyglądałam. Nie domyłam wczoraj tego makijażu, to mi się rozmazał, po prostu wspaniale. Dopiero wtedy zrozumiałam, o co chodziło Tarikowi. Musiałam doprowadzić się do jakiegoś porządku przed pójściem do pałacu.

                Miałam mały problem z właściwym ułożeniem mojego egipskiego ubrania, ale mniej więcej przypomniałam sobie, jak to zrobiła Donia. Rezultat nie był taki tragiczny… Kiedy rzuciłam okiem na półkę, na której znajdowały się różnego rodzaju kosmetyki i makijaże, zrezygnowałam z „upiększania się”. Tarik miał zdecydowanie mniejszy wybór niż w pałacu, ale i tak nie wiedziałam, co do czego służy. Po prostu opłukałam twarz wodą.

Wyszłam z łazienki, żeby pościelić łóżko. Kiedy układałam „kołdrę” poczułam coś twardego. Zdziwiłam się. Co to mogło być? Jak spałam, to niczego nie czułam… Po chwili w pościeli znalazłam… mój telefon. Tego to się naprawdę nie spodziewałam. Musiałam go mieć w kieszeni szaty. Wcześniej jakoś go nie zauważyłam. Wzięłam go do ręki i spróbowałam włączyć (tak, był wyłączony). O dziwo… Działał! Wow, miałam 71% baterii! Nie mogłam w to uwierzyć. To przecież niemożliwe. Przetarłam oczy, żeby się upewnić czy to się dzieje naprawdę. A jednak… Mój telefon działał, miał sporo baterii i do tego miał zasięg! Mały, ale był. Nic z tego nie rozumiałam. Jak to możliwe, że miałam zasięg w starożytnej Aleksandrii?! Chciałam zadzwonić do kogokolwiek, ale stwierdziłam, że może chwilę poczekać. Wyłączyłam telefon i włożyłam go do kieszeni. Później się nad tym zastanowię.

Kiedy Tarik mnie zobaczył, powiedział, że ładnie wyglądam tylko nie jak Egipcjanka. Po prostu fatalnie założyłam ten strój, a chłopak chciał być miły.

- Twój ubiór jakoś dziwnie się układa, Alex… - zauważył Tarik.

- Właśnie wiem. Miałam z tym mały problem.

- Poczekaj, poprawię ci…

Podszedł do mnie i ocenił, gdzie popełniłam błąd.

- Mogę? – zapytał niepewnie, wskazując moje lewe ramię.

- Jasne. – odpowiedziałam bez zastanowienia.

Delikatnie poprawił moje ubranie.

- Teraz trochę lepiej… - uśmiechnął się.

- Dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech.

                Potem Tarik podał mi kromkę chleba, która była już posmarowana czymś, co wyglądało jak masło, tylko pomieszane z… Dobra, nieważne. W każdym razie smakowało lepiej niż wyglądało. Tarik zjadł to samo co ja.

                Gdy skończyliśmy, wyszliśmy z jego domu. Musiałam się pogodzić z myślą, że wracam do pałacu.

- Alex, mnie na pewno tam nie wpuszczą, więc jestem w stanie  jedynie zaprowadzić cię na tyle blisko, na ile mogę…

Chciałam odpowiedzieć: „Spoko”, ale na szczęście w ostatniej chwili zorientowałam się, że tego nie zrozumie. Dlatego zamiast tego powiedziałam:

- Nie wiem jak ci za to wszystko podziękować, Tar. Tyle dla mnie zrobiłeś, a ja nic…

- Alex! – wydawał się zdumiony – Ja tylko próbuję ci pomóc.

- I właśnie za to ci dziękuję… - próbowałam mu wytłumaczyć.

- Nie masz za co. – roześmiał się.

- Mam.

- Nie.

- Tak!

- Nie!

- Ja wiem swoje. – także się roześmiałam. Tarik był taki uparty… Ok, dobra, ja też trochę byłam.

- A ja swoje. – mrugnął w odpowiedzi.

                Śmialiśmy się dopóty, dopóki Tarik nie oznajmił, że jesteśmy niedaleko. Całą tą drogę przebyliśmy tak szybko… Albo tak błyskawicznie to zleciało. Naprawdę byliśmy niedaleko (Tarik jak zwykle miał rację), bo po chwili ujrzałam pałac. Stanęłam. Nie byłam pewna czy chcę tam wrócić. Znowu przecież mogłam wylądować w lochu… Nie miałam ochoty powtarzać pobytu w celi. Co to, to nie.

- Alex? – wyrwał mnie z rozmyślań głos Tarika.

- Ja… Przepraszam. Chodźmy.

Widziałam, jak zastanawiał się, o czym pomyślałam. Musiał się domyślić, bo ścisnął mnie za rękę, żeby dodać mi otuchy.

- Będzie dobrze, zobaczysz… - powiedział mi cicho do ucha.

- Mam taką nadzieję – szepnęłam. Nie wiedziałam czy mnie usłyszał, ale to nieistotne.

Tarik puścił moją rękę i poszliśmy powoli dalej. Nagle zobaczyłam… Tak, to na pewno był…

- Gass! – zawołałam i ruszyłam w jego stronę.

Nie usłyszał.

- GASS! – krzyknęłam głośniej i przyspieszyłam.

Tym razem usłyszał i odwrócił się do mnie.

- Alex? – zdziwił się.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale rzuciłam mu się na szyję. Gass był tak zaskoczony, że dopiero po chwili odwzajemnił uścisk. Kiedy go puściłam, zorientowałam się, że Tarik już zdążył do nas dołączyć.

Wydawało mi się, że w jego oczach krył się… ból? rozczarowanie? Nie potrafiłam tego zrozumieć, ale poczułam się trochę głupio. Sama nie wiedziałam dlaczego. Coś jest ze mną nie tak.

- Znacie się? – zapytałam, przerywając niezręczną ciszę.

- Tak… - odparł Gass.

Po ich zachowaniu domyśliłam się, że nie były to dobre stosunki. Owszem, znali się, ale widać było, że nie przepadają za sobą.

- Witaj, Tarik. – wycedził przez zęby strażnik.

- Witaj, Gasser. – odpowiedział takim samym tonem Tar.

Nie wiedziałam, jak przerwać to napięcie między nimi. Wzrastało ono z każdą sekundą milczenia. Strażnik Kleopatry i egipski chłop mierzyli się morderczymi spojrzeniami. Dobra, może trochę przesadzam, ale to naprawdę mnie przerażało.

- Alex, ja już powinienem iść. – powiedział Tar nadal patrząc na Gassa.

Nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. Podeszłam do Tara i popatrzyłam mu w oczy. Wtedy przeniósł swój wzrok ze strażnika na mnie. Od razu złagodniał, przez co poczułam się trochę lepiej. Po chwili wahania zbliżyłam się do niego i lekko przytuliłam. Tarik oddał delikatnie uścisk.

- Do zobaczenia, Alex. – szepnął mi do ucha.

Nie wiedziałam, kiedy go znowu zobaczę i nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć.

Tarik puścił mnie, ostatni raz na mnie spojrzał i odszedł. Tak po prostu. Nie ruszyłam się z miejsca.

- Chodź już, Alex.- ponaglił mnie Gass, ale ja nadal stałam.

                Dopiero gdy Tarik zniknął mi z oczu, odpowiedziałam tak cicho, żeby nawet Gass mnie nie usłyszał:

- Do zobaczenia, Tar…

Wzięłam głęboki oddech, odwróciłam się na pięcie i poszłam za strażnikiem do pałacu.

 ~~~~~~~~~~~~~~

Z tego rozdziału jestem w miarę zadowolona, ale oceńcie sami ;) Wiem, że chyba trochę przesadziłam z dialogami, ale już następna notka będzie bardziej opisowa.
Bardzo przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału... Teraz strasznie cierpię na brak weny ;_; Nie wiem, kiedy opublikuję następny post, ale postaram się za dwa (wątpię) lub trzy (bardziej prawdopodobne) tygodnie. Niech Apollo się nade mną zlituje! No i w dodatku teraz mam ze wszystkiego sprawdziany, egzaminy końcowe...
Może Wy mnie jakoś zmotywujecie, komentując? ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 18



Z dedykacją dla Malwy <3

Szliśmy w milczeniu. Ściemniało się coraz bardziej, a nadal nie zauważyłam pałacu. Długo byłam w domu Abli. Za długo. Teraz był już późny wieczór...

- Tarik, jeszcze daleko?

- Tak - odwrócił się do mnie - Nie dojdziemy tam szybko nawet biegnąc... - zastanawiał się, co zrobić - Musisz tam być dzisiaj? 

- Nie... W sumie, to mi się nie spieszy do pałacu...

- To dobrze, chodź. 

Ruszył szybko w przeciwna stronę. 

- Tarik, poczekaj! - podbiegłam do niego - Gdzie idziemy?

- Po pierwsze, mów do mnie Tar, a nie Tarik. 

- Dobra, Tar. 

- Po drugie, mieszkam niedaleko. 

- Czyli idziemy do twojego domu, tak?

- Dokładnie. W nocy pewnie będzie jeszcze więcej strażników. 

Skręcił w jakąś uliczkę, a ja za nim. Po paru krokach zatrzymał się i odwrócił się do mnie.

- Już jesteśmy.

To naprawdę było niedaleko. 

Tarik otworzył drzwi i przepuścił mnie do środka. Kiedy wszedł, zapalił pochodnie i wziął ja do ręki. Nie widziałam jego domu z zewnątrz, bo było zbyt ciemno, ale wewnątrz przekonałam się, że Tarik nie należał do zamożnych osób. Miał tylko małą kuchnię połączona z „dużym” pokojem i dwie sypialnie. Skromnie, ale ładnie. 

- Jesteś głodna? - spytał chłopak. 

Dopiero wtedy poczułam, że od rana nic nie jadłam. 

- Trochę...

- Usiądź na tym krześle, a ja zaraz ci coś przyniosę. 

Ledwie zdążyłam usiąść, a Tarik już przyniósł chleb. Ugryzłam kawałek i od razu poczułam się lepiej. Chleb nie zaspokoił mojego głodu... Ale i tak byłam wdzięczna Tarikowi, że się ze mną podzielił. To miłe z jego strony... Przez cały czas jedzenia, Tarik przyglądał mi się tak, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak tego nie zrobił.
Później pokazał mi gdzie jest łazienka i pokój, w którym mogę spać. Szybko się opłukałam i położyłam się w ubraniu na łóżku (nie miałam piżamy). Już po chwili zawładnął mną sen. Niestety to nie był fajny i miły sen, tylko koszmar…
Na początku śniło mi się, że znowu wylądowałam w lochu w pałacu Kleopatry. Zobaczyłam Gassa, który mówił, że wszystko będzie w porządku. Stał po drugiej stronie kraty, która nie pozwalała mi wyjść na wolność. Miał klucz w ręku, ale nie otworzył mojej celi.
Potem ujrzałam Cezara podczas posiedzenia senatu. Widziałam jak spiskowcy zadawali mu rany, a on był bezbronny. Jego ostatnimi słowami były te, o których dowiedziałam się z podręcznika od historii: „I ty, Brutusie, przeciwko mnie?”. Brutus odpowiedział mu ostatecznym ciosem. Ta scena była tak realna, że wydawało mi się, że naprawdę tam się znajdowałam, tylko nie mogłam się ruszyć. Tak mi było żal Cezara, że poczułam łzy spływające mi po policzkach. W takim stanie obudziłam się z krzykiem. Kiedy się trochę uspokoiłam, usłyszałam kroki. Super, musiałam oczywiście być tak głośno, żeby obudzić Tarika. Świetnie.
           Po chwili Tar wszedł do pokoju.


- Co się stało? Wszystko w porządku? Słyszałem jak krzyczałaś… - słychać było troskę w jego głosie.

- Tak, wszystko dobrze. – chciałam, żeby to zabrzmiało przekonująco, ale mój głos drżał.

Tarik zauważył to. Wyszedł i wrócił z pochodnią. Gdy zobaczył w jakim byłam stanie od razu powiedział:

- Alex, przecież widzę, że nie jest wszystko dobrze. – przysunął krzesło, które było w pokoju, do łóżka, na którym leżałam – Nie potrafisz kłamać – dodał z lekkim uśmiechem, powiesił pochodnię na ścianie i usiadł.

- Naprawdę, wszystko w porządku…

- Alex, wiem, że to nieprawda.

- Ale… - znowu załkałam chociaż to do mnie niepodobne. Rzadko płaczę. – Tar, nie zrozumiesz…

- Błagam cię, Alex! Ciągle mi powtarzasz, że nic nie zrozumiem, ale jak mam cokolwiek wiedzieć skoro nie chcesz mi nic powiedzieć?

- Miałam po prostu zły sen. Nic ciekawego, naprawdę.

- Po prostu powiedz, że nie chcesz mi nic wyjaśnić.

Westchnęłam.  Dałam za wygraną.

- Dobrze, Tar, spróbuję ci trochę wytłumaczyć… Ale w takim razie muszę zacząć od początku. Tylko proszę, nie śmiej się ze mnie. Nie karzę ci wierzyć w to, co powiem, ale to prawda.

Opowiedziałam mu wszystko. Nawet to, jak uciekłam z pałacu i trafiłam do domu Abli. Dosłownie wszystko. Zaufałam mu, chociaż sama nie wiedziałam dlaczego… Był jedyną osobą, która dowiedziała się całej mojej historii ze wszystkimi szczegółami. Miałam nadzieję, że nie popełniłam błędu mówiąc mu o tej całej przepowiedni i „Wojowniczce”…

                Tarik ani razu mi nie przerwał, po prostu słuchał. Byłam pewna, że musiał zapisywać każde moje słowo w pamięci, żeby ułożyć całą tą skomplikowaną układankę w jedną logiczną całość. Kiedy skończyłam mój monolog, spojrzałam na niego. Przez chwilę wpatrywał się we mnie, nie mogąc uwierzyć w tę moją dziwną opowieść. Wydawało mi się, że to milczenie trwało przez wieczność.

- To niesamowite, Alex… - zaczął. Widziałam, że był zaskoczony. – Wierzę ci, choć to się wydaje absolutnie niemożliwe.

Ulżyło mi.

- Dziękuję, Tar.

- Ale za co mi dziękujesz? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem.

- Za wszystko – uśmiechnęłam się – Z tego wszystkiego nie opowiedziałam ci mojego koszmaru! – zorientowałam się.

- Rzeczywiście – roześmiał się – Powiesz mi?

Opowiedziałam mu.

- Alex, to tylko sen – próbował mnie pocieszyć.

- Tak, wiem. Mówiłam ci, że to nic ważnego.

- Skąd wiesz, że to jest nieważne?

Wzruszyłam ramionami.

- Spróbuj zasnąć, Alex. Jutro zaprowadzę cię do pałacu.

Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo byłam zmęczona.

- Dobranoc, Tar. – powiedziałam zamykając oczy.

- Dobranoc, Alex.



*****



                Obudziłam się, krzycząc „NIEEE!”. Następny koszmar…

- Alex? – nawet nie zauważyłam, kiedy Tarik pojawił się w drzwiach do pokoju. Tym razem od razu przyszedł z pochodnią.

- Przepraszam, Tar. Znowu miałam koszmar. Nie chcę, żebyś przeze mnie był niewyspany…

- To nic, Alex. I tak raczej późno zasypiam i wcześnie wstaję. Chcesz podzielić się ze mną tym koszmarem?

- Śniło mi się… - zaczęłam, a Tarik zawiesił pochodnię i znowu usiadł na krześle przy łóżku – Mówiłam ci o Faridzie, który jest bardzo chory i nikt nie może go uleczyć?

Chłopak przytaknął.

- Więc śniło mi się… - głos mi się załamał – Śniło mi się, że on… - próbowałam powstrzymać napływające łzy. Ostatnio zdecydowanie za dużo płakałam, a to do mnie niepodobne. - … że on… on… u-umarł – zdołałam w końcu z siebie wydusić. Niestety nie potrafiłam się powstrzymać przed szlochem. Co jest ze mną nie tak? Zawsze potrafię się opanować i nie pokazywać, jak spływają mi po twarzy łzy.

Tarik wziął mnie za rękę, przez co chciał dodać mi otuchy. Byłam mu za to wdzięczna (znowu).

- Pamiętaj, Alex, że to tylko zły sen… - powiedział cicho.

- W-Wiem. – szepnęłam w odpowiedzi.

- Będę starał się tobie pomóc, ale jestem jedynie zwykłym chłopem… Zrobię wszystko, na co mnie stać. A teraz spróbuj znowu zasnąć… Wszystko się jakoś ułoży.

Zasnęłam nadal trzymając Tarika za rękę. Tym razem był to spokojny sen…

 ~~~~~~~~~~~~~~


Oto jestem z nowym rozdziałem! Taki bez akcji, ale chciałam, żebyście poznali nowego bohatera - Tarika. Co o nim sądzicie? Jeżeli zauważyliście jakieś błędy (co jest baaardzo prawdopodobne), to napiszcie o nich w komentarzu. ;)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ