Pulsowało mi w głowie. Zwijałam się z bólu głowy i z bólu brzucha. Otworzyłam oczy. Cela zmniejszyła się dziesięciokrotnie. Była naprawdę mała. Krata była grubsza i miała mniejsze otwory. Pilnowało mnie dwóch strażników. Byli wysocy i potężni, ale to nie byli ci sami, którzy mnie znokautowali i przenieśli do tego miejsca. Zostałam uznana jako bardzo niebezpieczna osoba. Zagrożenie.
Ale
co mogli zrobić Gassowi? Przeze mnie miał kłopoty… To wszystko moja wina. To
wszystko przeze mnie… A tak w ogóle to po co ja się tu znalazłam??? W sensie, w
starożytnym Egipcie… I jak do tego doszło? Moim zdaniem ta chatka ma coś z tym
wspólnego…
- Aaaa! – jęknęłam cicho,
ponieważ ból nie przestawał. Wręcz przeciwnie: głowa bolała mnie coraz
bardziej. Brzuch niestety też.
W takim stanie, to ja tu nie
wytrzymam!!!
Zamknęłam oczy.
Czułam łzy spływające po mojej
twarzy. Łzy z bólu.
W parę dni zdążyłam awansować z
„luksusowego” pokoju dla gości do małej, mocno strzeżonej celi. Stąd to się na
pewno nie wydostanę. A nawet jeśli by mi się udało, to nie dotarłabym do Rzymu
na czas…
Nagle
usłyszałam skrzypiące trzeszczenie kluczy. Ktoś do mnie przychodził. Nie, nie w
odwiedziny… Przez łzy dostrzegłam rękę wsuwającą coś do celi, w której się
znajdowałam. Ostatkiem sił podniosłam się na łokciu i zobaczyłam miskę. W niej
było coś, co nie wyglądało apetycznie. Wyglądało obrzydliwe. Ledwie spojrzałam
w stronę osoby, a krata została zatrzaśnięta. Wylądowałam na kamiennej, zimnej
podłodze lochu. Przestałam czuć mój łokieć.
- Aaaa!!! – krzyknęłam z bólu
głowy spotęgowanym przez odgłos kraty – Trochę ciszej!!!
- Dlaczego? – usłyszałam w
odpowiedzi – Możemy być jeszcze głośniej!!!
Obydwaj strażnicy zaśmiali się
złowieszczo.
Przymknęłam powieki.
*****
Nie
wiem ile dni, tygodni spędziłam w głodzie w lochu, ale wydawało mi się, że całą
wieczność… Przez ten straszny czas nie jadłam, ale piłam wodę. Jedzenie było
niezachęcające i nie miałam na niego ochoty. Za to na szczęście miałam wodę.
Pewnego
dnia lub pewnej nocy (nie miałam pojęcia czy był dzień, czy noc…) usłyszałam
kroki kilku osób. Byłam zbyt osłabiona, żeby się podnieść, ale słyszałam
rozmowę przed moją celą.
- Zróbcie mi miejsce, dostałem
rozkaz od królowej! – usłyszałam brzęk kluczy.
- Mamy jej pilnować i nie dać jej
uciec! My też mamy rozkazy! Nie jesteś jedynym strażnikiem w tym pałacu! – to
był jeden z pilnujących mnie strażników.
- Dostałem rozkaz, żeby ją
wypuścić!
- Nie wierzę ci. Zostalibyśmy
powiadomieni.
- Mam tu sprowadzić królową, żeby
wam to udowodnić?
- Oczywiście! Bez dowodów nie
wypuścimy jej!
- Gasser, idź po królową.
Na dźwięk jego imienia dostałam
dodatkowych sił. Otworzyłam oczy. Widziałam tylko strażników, którzy mnie
pilnowali. Gassowi wybaczyli! Nic mu się nie stało! Czułam narastającą we mnie
radość, dopóki…
- Tak jest! – odpowiedział Gass i
odszedł.
Słyszałam zmęczenie i cierpienie
w jego głosie. Zamknęłam oczy. Co oni mu zrobili??? Przecież to wszystko przeze
mnie, powinni mnie bardziej ukarać! Gass był niewinny!
Straciłam wszystkie siły. Nie
mogłam nawet ruszyć palcem.
Znowu usłyszałam kroki.
- Macie ją wypuścić! – oznajmiła
Kleopatra.
Byłam na nią zła. Jak mogła
pojechać sobie do Rzymu, a mnie zostawić w lochu?! Właśnie… Moment… Kleopatra
nie powinna być w Rzymie??? Chyba, że…
- Tak jest, Wasza Wysokość! –
odpowiedzieli pilnujący mnie strażnicy.
Odsunęli się. Ktoś przekręcił
zamek. Poczułam się unoszona. Minimalnie uchyliłam powieki. Mignęła przede mną
twarz Kleopatry. Oczy miała czerwone. Czyli już to się stało. Cezar nie żyje.
Długo nie dodawałam rozdziału, bo po prostu nie miałam czasu. Przepraszam, ale trudno pogodzić dwie szkoły i do tego już mam zapowiedziany sprawdzian -,- Ten post nie jest jakiś super, ale zawsze coś. Nie wiem kiedy będzie następny. Może to trochę potrwać... Komentujcie! To naprawdę pomaga! Wystarczy chociaż jedno słowo! Dajcie znać, że to czytacie!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ